Żeby zobaczyć słońce, gramolące się zza drzew ... ,
żeby zobaczyć księżyc, łypiący coraz bladziej ...
Żeby
zobaczyć, co u koni, zwłaszcza, że wczoraj przybyły na przechowanie,
konik polski i szetland (dziewczyna, czyli chyba szetlandka ? ). Trzeba
sprawdzić jak sobie radzą i czy nie wygnały Dużych do lasu, żeby
zaanektować wiaty i pastwiska na wyłączność.
Kucyk wczoraj był śnieżnobiały...
Wreszcie, wstaje się, żeby trochę się spokojnie powłóczyć i popatrzyć na śpiący dom.
Kończę już i ruszam do pracy, jest prawie 7 a jak wiadomo rolnik śpi a w polu mu rośnie : )
P.S.
Wracam tu, na stary adres, żeby było łatwiej mnie znaleźć, poza tym to kontynuacja, nawet jeśli wydaje się inaczej : ).
Wkrótce napiszę więcej o domu.
Do zobaczenia!
Kilka słów wyjaśnienia. Jest to kontynuacja bloga z Hiszpanii, ale nastąpiła zmiana miejsca i tematu. Choć nie do końca, ponieważ, po raz kolejny w moim życiu występuje dom do remontu. Nałóg, czyli konie, bez zmian. Jeśli interesuje Was historia pisana przez kogoś, kto wciąż szuka swojego miejsca i porywa się z motyką na słońce, to zapraszam serdecznie. A zdjęcie .... każdy dzień to nowa szansa : ).
sobota, 20 maja 2017
środa, 3 maja 2017
Śniadanie na trawie
Poranne pastwiskowe widoczki. Przed karmieniem owsem, trzeba chwilkę z końmi pogadać.
Można nawet na moment przycupnąć na Kasztanie, bardzo wygodnie i ciepło:
Komentarzy nie udało mi się tu przenieść, ale są tam:
http://alewidokz.blogspot.com/2017/05/sniadanie-na-trawie.html
poniedziałek, 1 maja 2017
Drabina do nieba
Tak wczoraj rano było w okolicach Bolesławca, lazurowo. Potem napłynęły chmury
Dlaczego wciąż próbuję, nie ustaję, zmieniam. Dlatego, że nie lubię słowa: niemożliwe i stwierdzenia: nie da się. A może dlatego, że jeżdżę konno i wiem, że po każdym upadku wsiada się z powrotem.
Wsiadam nieustająco.
Będąc dzieckiem niewątpliwie miastowym zawsze marzyłam o kawałku ziemi. Zazdrościłam koleżankom babć na wsi i wakacyjnych wyjazdów do nich. Nie mogę narzekać, wyjeżdżaliśmy głównie na Podhale i tamtejsze dzieci pozwalały mi pasać z nimi krowy. Nie byłabym sobą gdybym na tych krowach nie próbowała jeździć, aż któraś o włos nie wbiła mi rogów w udo. Poza tym były potwornie kościste.
Będąc już dorosłą, zbudowałam dom pod Krakowem, ale ziemi nie mogłam dokupić, była i jest o wiele za droga, liczona na drogocenne ary. Potem, by ocalić resztkę pieniędzy kupiłam ruinkę w Hiszpanii. Zapewniła mi rok przygód wśród miejscowych majstrów, między domem a plażą. W potwornym upale (który, jeśli odważyłam się wyjść z domu , w czasie, kiedy miejscowi czaili się w mroku za zamkniętymi okiennicami), próbował mnie przygwoździć do ziemi i wysuszyć na wiór. I w zimnie, które dopadało w wynajętym domu, nie do ogrzania. Gdzie przed obudzeniem dzieci do szkoły ogrzewałam im garderobę na gazowym piecyku. Potem można było posiedzieć w słońcu i odtajać. W ciągu hiszpańskiego roku, na początku marca dopadła mnie, po raz pierwszy w życiu depresja i próbowała zaszczuć mnie własnym strachem, wytrząść wolę życia a gdy to nie pomagało wieczorami topiła we łzach. Pozwalała zasnąć wieczorem, by chwilę później obudzić mnie łomotem własnego serca i kazać się trząść ze strachu do rana. Produkując wizję katastrof i sycząc spod łózka historię o nieudanym życiu. W ciągu dnia, prowadziła mnie na smyczy lęku i nie opuszczała do wieczora. Zawzięłam się, rano stałam na maminym posterunku, z grzankami, kakaem i opowieściami o tym, co będziemy robić po szkole. Potem jechałam na budowę, przerażona, przerażającym samochodem. I tak toczył się dzień za dniem. nadszedł koniec roku szkolnego i powrót do Polski. Zaczęłam szukać gospodarstwa, właściwie to zaczęłam zdalnie, jeszcze będąc w Hiszpanii. Dwa lata później znalazłam.
Gospodarstwo na końcu wsi, stary młyn i tartak zarazem, z dużym, całkowicie zarośniętym trzcinami stawem. Otoczone swoimi polami, wokół lasy. Czy to właściwa drabina? Nie wiem. Ale wspinam się. Czasem, wysoko widać lazurowe niebo : ).
Komentarze, których nie potrafię przenieść: http://alewidokz.blogspot.com/2017/05/drabina-do-nieba.html
czwartek, 27 kwietnia 2017
A ziemia kręci się nieustannie ... czyli powrót do nałogu.
Kto śledzi moje przygody to wie, że ostatnio bawiłam chwilę w Hiszpanii. Można o tym poczytać:http://widokzdachu.blogspot.com/. Ale kto normalny dłużej to wytrzyma? Słońce przez 320 dni w roku, owoce morza za grosze, słodkie pomidory przez cały rok, wino za niewiele ponad 1 E, które nie tylko da się wypić, ale jest dużo lepsze niż to co mogę w Ojczyźnie kupić, za nieporównywalnie więcej pieniędzy. Pół roku kąpieli w morzu. I te piekielne palmy na dodatek, cały rok takie same ...
Ale zacisnęłam zęby i skończyłam remont domu mimo tak niesprzyjającej atmosfery.
I po chwili mieszkania w grodzie Kraka, w cieniu zamku na W, udawania przykładnej gospodyni domowej, znowu wpadłam w nałóg. Bo konie to nałóg, jak każdy inny.
Zaczęło się od Małopolski, poprzez Włochy, a skończyło na Dolnym Śląsku. Szukałam gospodarstwa. I znalazłam. Zaczynam znowu. Od demolki oczywiście : )))
I kilka migawek z Nowego Świata.
Łąki:
Las:
Drzemka w słońcu:
Będę pisać, obiecuję a Wy dodawajcie mi sił : )
Komentarze zostały na:
http://alewidokz.blogspot.com/
sobota, 31 października 2015
Okiem znajomych
Gdy za oknem krakowskim króluje mgła, przeglądam zdjęcia od znajomych, którzy byli już w naszym domu, chodzili znanymi nam ulicami ... i za zgodą autora, Adama Kuczyńskiego przedstawiam okolicę domu, drogę do sklepu i na pierwsza kawę o poranku ( i ostatnią, bo potem, to już raczej wino : )).
A teraz kilka wakacyjnych wspomnień dzięki Zosi Nowak.
Na początek nocny przyjazd:
i dzienne uciechy
widok plaży

Tak spędza wakacje bananowa młodzież : )
A teraz kilka wakacyjnych wspomnień dzięki Zosi Nowak.
Na początek nocny przyjazd:
i dzienne uciechy
widok plaży

Subskrybuj:
Posty (Atom)