Maliny zabezpieczyłam przed szkodnikami, czyli końmi. Kasztan już jedną sadzonkę wziął z kupki oczekujących na zasadzenie, ale mu zabrałam. Muszę go pochwalić, że nawet nie nadgryzł.
Za to my nie żałowaliśmy sobie i nadgryzaliśmy szarlotkę, prawie nic nie zostało do sfotografowania.
Jesień bez szarlotki, to jakby od razu zima przyszła. Ale nie, piekę i zimę odsuwam, ha.
A oto, widziane z okna dwie kury, które dostałam od dalszej sąsiadki. Jestem nimi zachwycona, same ładują się do kurnika tuż przed zmrokiem. A że jajek nie niosą .... podobno kiedyś zaczną. Na razie zabrałam im jajko, które wcześniej podłożyłam, bo było mi pilnie potrzebne do ciasta.
Łatek śpi z Bezą, jak za dawnych czasów.
Rozdałam wszystkie małe kotki, jutro rano jadę z Pipi (jak nie zwieje ), ich mamą do weterynarza na zabieg sterylizacji. Najpierw bałam się o nowe domy dla maluchów a potem jak wyjechała ostatnia Kropa, która w sumie miała już zostać, tak się zrobiło pusto i smutno...
Zdjęcie Kropy zrobione przez Zosię.