Rano panował lekki mróz, pojawiło się słońce.
Staw, od strony lasu, pokrył się chrupiącą skorupką cieniutkiego lodu.
Spokojnie nakarmiłam konie, w sam raz przed nadejściem małej zadymki.
Ostatnie zdjęcie już zostało zrobione z okna domu. Na widok śniegu cieszyłam się jak dziecko. Chyba ta listopadowa szaruga i taplanie się w błocie wpływały na mnie przygnębiająco. A dzisiaj, nagle ktoś popudrował mi świat. Każdy płatek śniegu był iskierką radości.