niedziela, 2 lipca 2017

Przepis na pierogi z borówkami, czyli jagodami, w każdym razie z takimi filetowymi, czyli niebieskimi

Po pierwsze należy wysłać dzieci do lasu. Nie z koszyczkiem ale z wiadereczkiem i zakazać powrotu przed zebraniem czegokolwiek do pierogów, pod groźbą ich niejedzenia, w razie marnych efektów zbieractwa.
Wreszcie, zgodnie z przepisem uzyskuje się chwilę spokoju.
Po powrocie wiadereczka z lasu, trzeba wymieszać i ugnieść razem z dziećmi 1/2 kg. mąki, ok. 1 i 1/4 szklanki wrzątku, 5 łyżek oleju rzepakowego, 1 jajo i szczyptę soli (oczywiście można użyć czegoś zupełnie innego jak ma się taką wolę). Następnie można pozwolić dzieciom wałkować, co czynią na tyle namiętnie, że należy się liczyć z sytuacją, kiedy ciasto zostanie wwałkowane w stół w sposób trwały, na zawsze. By tego uniknąć, trzeba w odpowiednim momencie przejąć wałek i odkleić, to co da się odkleić.



Powstają przy okazji też inne specjalności zakładu, np. serek z przypalonym dżemem truskawkowym.
Nie można zapominać o myciu narzędzi, higiena to podstawa!
Mama może w tym czasie upiec chleb albo ...
wejść do bajora.

Po skończonej pracy, należy zjeść z dziećmi pierogi (wyszły pycha) a następnie wyprać kucharzy w stawie.

Poza tym odbyły się sianokosy,
a do stawu zostały wpuszczone karasie, okonie, karpie oraz płocie. Niby dużo małych rybek, ale po wypuszczeniu odpłynęły i muszę wierzyć sobie na słowo, że w ogóle je widziałam. Dobrze im, nie pływają do góry brzuchami i w sumie to najważniejsze.
Mało piszę, ale na nadmiar czasu nie narzekam. Muszę też pomyśleć o telefonie który robi dobre zdjęcia (aktualny nie robi żadnych i w co trudno uwierzyć jest tylko telefonem), bo nie jestem w stanie pracować taszcząc aparat fotograficzny. Cierpi na tym blog, bo nie dałam rady utrwalić wielu bardzo ważnych i ciekawych momentów z życia gospodarstwa.