piątek, 23 marca 2018

Słoma jest modna : )

Już następnego dnia, tuż przed przyjazdem reszty rodziny, zatkałam dziurę:

 Tak to wygląda z drugiej strony, poniżej, za drabinką widać ocaloną rurę kanalizacyjną. Musiałam dosłownie cały czas pilnować, żeby panowie oddzielili ją od ściany do zburzenia i nie sypali cegieł.
Za to nie upilnowałam koparki, która wybrała najgorszy dzień, kiedy ziemia właśnie rozmarzła i postanowiła pojechać po gruz  przez mój ogródek, z trawą i krzewami owocowymi.

 Nie tylko zrobiła półmetrowe koleiny ale natychmiast trafiła na nieutwardzony od jesieni odcinek, gdzie zakopałam rury łączące odpływy z rynien. Koparka wypchnęła ziemię miażdżąc i mnąc rury.
Poniżej zdjęcia z prób ratowania sytuacji, woda z rynien zaczęła tworzyć szybciutko staw na tyłach domu i  wpływać do piwnicy, jakimiś starymi, poniemieckimi odpływami.

No cóż takie sytuacje są jakby wpisane w remont, bo trudno jest być w dwóch miejscach równocześnie.
Na weekend wróciła zima więc postanowiłam to wykorzystać i sprawdzić czy kucyk ciągnąć  potrafi.

W następnym tygodniu ekipa skończyła układanie belek pod podłogę w sali kominkowej. Schody dostaną oparcie i zostanie wymieniona belka pod stropem.

 Ale na razie muszą coś skończyć u kogoś innego ...
W między czasie zbliża się kanalizacja i inni panowie zdzierają najlepszy asfalt w całej wsi. Trzeba im przyznać, że pod koniec dnia pracowicie zakupują wszystko co odkopali.
I na dzisiaj to tyle relacji z placu boju.
Zapomniałabym, niektórzy mają problemy z zamieszczeniem komentarza, znika zupełnie, po opublikowaniu, czy jest więcej takich przypadków? Byłoby mi przykro nie wiedzieć o czyiś staraniach.

czwartek, 15 marca 2018

Dla tych, którzy uważają, że mają w domu bałagan.

Remont zaczął się w zeszłym tygodniu od dziury.
Dziura jest pod komin, jeden przewód do pieca, drugi dla kominka, piętro wyżej.


Trzy zdjęcia powyżej przedstawiają już wylany fundament pod ścianę, która dawno się domkowi należała. Troszkę wisiał w powietrzu do tej pory.
Ekipa całkiem niezła, jednak pod moją jednodniową nieobecność zamurowała bez możliwości dojścia, rurę kanalizacyjną, która wcześniej nie została odłączona od ściany do wyburzenia. Więc trzymajcie kciuki, bo istnieje możliwość wybrnięcia z tej gównianej sytuacji ale wymaga to sporo finezji. 
      Nieco wcześniej ja na własną rękę, rozpoczęłam demolkę w kuchni:

Fala mrozów spowodowała mały zastój ale w tym tygodniu wszystko nabrało tempa.
 Nad stawem wyrosła betoniarka.


Z sali kominkowej już można wskoczyć do kuchni.
Przepraszam za jakość zdjęć ale były robione w tumanach pyłu.
 Po lewej nowy komin przebił już strop.


 W łazience zadomowił się człowiek z młotkiem.
Poniżej widok z łazienki na salę kominkową.

 Jeśli chodzi o dach, to miał być jaki był, prawie nieruszony. Miał powstać nowy komin, wprawione okna połaciowe, wyłaz ... ale zwróciłam uwagę na zacieki na krokwiach i z szefem ekipy doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu przekładać źle położonej blachy, której i tak nie lubię.
 Więc przyjechała dachówka karpiówka w kolorze naturalnym czerwonym.
Złotych szprosów tez nie lubię ale już coś wymyśliłam i nie jest to wybicie okien.
 A to już kuchnia z bardzo gustowną folią pod która nurkuję do łazienki.
 No tyle z tej kuchni zostało.

 A to widoki z drugiej strony kuchni:

 I wejście do łazienki.

 Maszeruję na górę, żeby pokazać resztę komina.
 Oto i on.
Remont oznacza kłopoty, ale kłopoty to moja specjalność. Umycie się nad przepaścią będzie prawdziwym wyzwaniem. Dobrze, że przezornie ugotowałam wczoraj gar grochówy, bo dzisiaj mogę tylko lepić pyłokluchy. Trzymajcie się czysto i ciepło : )))