niedziela, 10 listopada 2013

I znowu w stajni

Czasem nadchodzi wiatr, ten od Afryki formuje wałki na głowie morza, które przy brzegu rozpadają się z hukiem, a pracowity fryzjer wciąż czesze nowe. Ten z gór wali pięściami w okiennice i szyby, wyraźną radość sprawia mu odkrycie nie domkniętych drzwi na tarasie, wtedy trzaska nimi niezmordowanie. W nocy raz po raz głośno biegnie naszą ulicą. Nie lubię go, po moich francuskich doświadczeniach wydaje mi się, że jak zacznie to skończy za miesiąc. Tam bywało groźnie, dawno temu zdarzyło się nawet, że poryw wiatru urwał ucho pewnemu malarzowi. Ale tu do tej pory wiatr ustaje szybko, a wtedy od rana wszędzie jest błękitnie, niebo na górze jest książkowo niebieskie,
  morze na dole spokojne i też w odpowiednim kolorze. 


 Na wszelki wypadek uczymy dzieci zdobywać pożywienie, nigdy nic nie wiadomo.
Jeszcze kilka widoczków:

Co z domem ? Pewien etap się skończył, po zrobieniu instalacji, wyjechał dzielny polski znajomy, niedługo przyjdzie hiszpański majster, na razie mam chwilę, żeby jeszcze przemyśleć pewne rozwiązania, już zdecydowałam o płytkach i kolorach, dół będzie w stylu walencjańskim. O wielu rzeczach dom decyduje sam, po prostu w pewnej chwili staje się jasne, jak coś należy zrobić i znowu trzeba przejść kilka kroków nim się o wszystkim zdecyduje, już gotowe są szkła zbrojone na taras, które wmontowane w podłogę rozjaśnią wnętrze, zamówiłam kraty, negocjuje cenę drewnianych okien i drzwi, które muszą być zrobione z drzewa egzotycznego ( z powodu ceny upraszczam projekt ), ze względu na wszechobecną sól i morską wilgoć w powietrzu. Dzięki niej ja i moje córki do tej pory nie miałyśmy nawet kataru (przepraszam młodsza miała, ale sam minął po kilku dniach), ale metal i drewno muszą być dobrej jakości. Rozmawiam, pytam, oglądam, szukam składów drewna konstrukcyjnego, płytek, marmurów, lubię to, sprzedawcy tutaj też lubią rozmawiać, nie da się tak wejść i załatwić, trzeba wszystko obgadać, część z nich jest pasjonatami swojej pracy i wtedy dyskusja o mocowaniu krat zamienia się w małe arcydzieło.

Poza tym oczywiście pojawiły się konie.... a było to tak, zwiedzający okolicę Piotrek natknął się na zawody, zadzwonił i też tam pojechaliśmy, okazało się, że 10 km. od nas odbywają się międzynarodowe zawody CSI w skokach przez przeszkody. Doczekaliśmy startu Jana Chrzanowskiego, który jechał w bardzo dobrym stylu na pięknym koniu, niestety miał kilka zrzutek, ale o skali trudności konkursu, gdzie główną wygraną było 23 tysiące Euro, może świadczyć fakt, że tylko sześć przejazdów było czystych na koło 60 startujących koni.
 Miło było zobaczyć polską flagę
( której nikt w dodatku w listopadzie sobie nie wyrywa),
 chociaż Hiszpanie potrafią psuć sobie i innym widok,
a oto i nasz zawodnik.

W sobotę odwoziłyśmy Piotrka i w drodze powrotnej wstąpiłyśmy do stajni. No cóż, muszę przyznać, że jestem oczarowana urodą tutejszych koni. Widziałam kilka już w Polsce, w ośrodku jeździeckim Szarża Bolęcin u mojego przyjaciela Mikołaja Reya, ale tutaj ilość wyprowadzanych ze stajni piękności zrobiła na mnie duże wrażenie.


Zosię, autorkę tych zdjęć zafascynowało palenie w kształcie serca na zadzie tego ogiera.
Ania, amatorka psów też poczuła się świetnie.