Niebo trochę zamglone, ale było bardzo ciepło, jakieś 27 stopni,
nie mogłam sobie odmówić sfotografowania tego Anglika, gdy
wstał na chwilę ze swojego leżaka pod wielkim parasolem
Dostaję tyle miłych komentarzy (
takich, że aż oglądam się za siebie, czy tam gdzieś nie stoi
bardziej godny adresat) a także niespodziewanych, szczerych listów,
że aż muszę z Wami pogadać. Dzieci siedzą w wannie uzbrojone w
maskę, rurkę i syrenkę Arielkę. Może będzie chwila spokoju.
Kiedy postanowiłam pisać dalej, a
punktem wspólnym z moim poprzednim życiem stał się tylko i
aż dom, a miejsce, klimat, zajęcia są zupełnie inne, bałam się,
myślałam, że zostanę trochę wyklęta, że porzuciłam ziemie
podkrakowską i dłubanie w niej, a jednak nie. Wybaczyliście mi ten
skok w bok. Mówicie, że dzielna jestem.
A przecież tu jest łatwiej niż te 20
km. od Krakowa. Nie wierzycie, to posłuchajcie. Jak do tej pory
dzieci ubrały kilka razy skarpetki i kilka razy miałam w ręce
bluzy na wszelki wypadek, ubierają się w ciągu pięciu minut
jednowarstwowo. Ja chodzę od od początku września tylko w
sandałach, ponieważ żadne buty nie zmieściły mi się do walizki,
ale tylko jak lało ( jakieś trzy razy przez ten czas) odczułam na
krótko jakiś dyskomfort. Wszystkiego trzeba jakby mniej, do
szkoły mamy bardzo blisko, samochodem jeżdżę na plażę, ok. 4
km. i po cięższe zakupy, czyli wydatki na paliwo w porównaniu
z Polską żadne. Wszystko jestem w stanie załatwić na piechotę.
Nie ma tego podkrakowskiego tonięcia w błocie o tej porze roku,
tego wyjmowania dzieci z kąpieli błotnych i wracania, żeby się
przebrać, spóźniania się z tego powodu do szkoły, butów
i opon oblepionych gliną.
W wynajętym domu stoją jakieś
piecyko-klimatyzatory ale jak na razie jest w sam raz. W pochmurny
dzień spotkałam sąsiadkę, - jaka brzydka pogoda! - powitała
mnie, przez chwilę zapomniałam języka w gębie, bo w Polsce było
akurat jakieś 6 stopni. - a jak tu jest zimą – odparłam, - no...
hm... mam taki piecyk na butlę gazową i trzy lata temu ją
napełniłam, jeszcze mi się gaz nie skończył, - uhmmm – znowu
mnie zatkało, - to trochę cieplej tu musi być niż w Polsce –
wybrnęłam. Ale może pani sąsiadka udziela się w klubie morsów,
nigdy nic nie wiadomo. Tu nie będę wybiegać w zbyt różowo
rysującą się przyszłość, pożyjemy zobaczymy. Ale szyb drapać
rano nie będę, ani odśnieżać, to pewne, podobno zdarza się
mróz, -1 stopień Celsjusza, w nocy przez godzinę, dłużej i
więcej być nie może, bo palmy i cytrusy sobie nie życzą.
Jedzenie jest przyzwoite, warzywa i
owoce dobre, oliwki, oliwa i ryby wyśmienite ... nic więcej mi nie
trzeba. Jak trochę się spod gruzów wykopię to koni
poszukam, bo już bym na coś wsiadła.
A poza tym: nie muszę drewna nosić,
trawy kosić, ogrodem się zajmować, co przy moim ogrodniczym
niedołęstwie było zajęciem deficytowym a bardzo ciężkim, z
kopaniem przez lata nie ruszanej ziemi, koni po nocy gonić (akurat
tego mi trochę jakby brak !?, chyba tylko Jacek mnie zrozumie),
wstawać i dokładać do pieca, zimą martwić się wracając z
dziećmi z zajęć czy da się jeszcze pod lodową górę
wyjechać, czy już ktoś w poprzek stoi, pewnie jeszcze o kilku
rzeczach zapomniałam. W każdym razie summa summarum poszłam na
łatwiznę.
A co z domem? Remont trwa, po namyśle stwierdziłam, że przydałby się jeszcze jeden pokój i przebiłam się do sąsiadów. Na razie nic nie wiedzą, spokojnie piją herbatę patrząc na londyńską mgłę za oknami.
Instalacje prawie gotowe, także pojawiło się światełko w tunelu, eee tzn. w pokoju : )
Pozdrawiam wszystkich i wracam do roboty.
no to zmieniam zdanie na Twój temat. Faktycznie, nie ma się czym za mocno ekscytować. Taka zmiana to w istocie pójście na łatwiznę... phi... tylko powiedz mi dziewczyno ilu śmiertelników odważyłoby się /oczywiście jeśli jest to w zakresie ich marzeń/ pójście na takie odważne, łatwe życie... mniemam, że niewielu. Tymczasem nadal Cię podziwiam i kciuki trzymam. pozdry :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrawiam serdecznie!
UsuńStadninę pod Skałką podczytywałam w slad za Go i Rado a tu taki myk! jestem pod wrażeniem i kibicuję, boto fascynujące sledzic los kogoś, kto zrobił cos na co samemu nigdy by się nie odważyło:)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że czytałaś i czytasz : ) Pozdrawiam
UsuńJa czytam Twoją opowieść mężowi. On widzi płomienie w moich oczach i pyta: też byś tak chciała? Ja na to, że oczywiście, ale może być bliżej. Nie mogę spać Łucjo. Obudziłaś drzemiące we mnie tęsknoty. No i nie wiem, jak to się skończy. Serdeczności
OdpowiedzUsuńChluśnij trochę rozsądku w te płomienie, ale nie rezygnuj z niczego. Gdzie bliżej i co to znaczy bliżej, Chorwacja, gdzie można samochodem ale ciężko tanio polecieć i dużo zimniej, Włochy północne i nie takie ciepłe ? Bo południowe to to samo co Hiszpania. Grecja, gdzie i dojechać i polecieć trudno, jak na razie. Bułgaria....nieee. Bardzo jestem ciekawa co knujesz ?
UsuńJeszcze nie powiem.
UsuńŁucjo, ja mam gęsią skórkę z przerażenia na myśl o takiej łatwiźnie ....
OdpowiedzUsuńA ja ciągle kombinuję, kiedy Cię odwiedzić : )
UsuńPrzeczytałam wszystkie wcześniejsze osty by cię lepiej poznać. Nic mnie nie przeraziło może dlatego że jestem też taka Inna w działaniach i czasem sama się sobie dziwię. Jednak czytając te posty przez chwilę przeszło mi na myśl takie pytanie : Czemu ja takiej decyzji nie podjęłam ?? pewnie dlatego że łyknęłam życia na zachodzie i gdzieś nie ciągnie mnie tam. Na pewno przyciągnęła mnie twoja historia i będę ją śledzić na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że też mogłabyś podobnie. Hiszpania od strony Morza Śródziemnego to nie zachód, to mieszanka wschodu z południem i dlatego da się tu żyć.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, za odwagę, chociaż piszesz że to łatwizna. Może wiele rzeczy rzeczywiście jest łatwiejszych, ale to obcy kraj, a ja nigdy nie chciałam mieszkać w obcym kraju. Jednak mimo to Twój post przekonał mnie, że jestem odpowienią osobą, na opowiednim miejscu. Ja po prostu bardzo lubię palić w piecu, kopać w ziemi, iść piechotą pod górę, kiedy nie da się podjechać - dla mnie to wszystko to przygoda. Lubiłabym też na pewno ganiać konie i myślę, że kiedyś będę to robić.
OdpowiedzUsuńMiło przeczytać , ze znalazłaś swoje miejsce (przynajmniej teraz tak to odbieram) i jesteś zadowolona. Na pewno zazdroszczę Ci pogody :-) , remontu nie, bo sama chwilę temu przeżyłam budowę a aktualnie budowę kominka, uff...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i spełniaj marzenia!
Nie odważyłabym się ... nie odważyłabym się ... mam jakieś obciążenie, bo przywiązuję się do miejsca, domu, męża, zwierząt, nawet mebli nie przestawiam, samochodu nie lubię zmieniać ... dlatego bardzo Cię podziwiam; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńja też się przywiązuje, ale dla mnie wszystko ma swój czas.
UsuńJa Cie doskonale rozumiem! Bo jestem pod tym katem taka sama:) Ja juz 3 razy kraj zmienialam po 3 , 8 czy po nastu latach, pakuje sie i wyjezdzam, tak po prostu. A Hiszpania-cudna. zakochalismy sie z mezem w Nerja jak bylismy na spontanicznych wakacjach. Kto wie, czy tam jeszcze nie wyladujemy... :) Sciskam Cie i czytam z wypiekami!:)
OdpowiedzUsuńNina, miło wiedzieć, że są inne, gnane wiatrem, niespokojne duchy! Miło, że się odezwałaś, zaraz sprawdzę, gdzie jest Nerja, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNowe miejsce, nowa gra :D
OdpowiedzUsuńJa się przeprowadzałam prawie 20 razy i powiem, że mimo otaczającego wszechświat kurzu remonty uważam za coś ekscytującego. Szkoda może, że my za granicą nie umielibyśmy się utrzymać, strasznie polskie mamy wykształcenie.
Na pociechę mamy to, że jakoś, mimo wszystkich złych stron, trochę tę Polskę lubimy... :D
Buziaki