Pojechaliśmy w góry po wino, pyszne, tanie.
Na obrazku błyskawiczna degustacja, zbyt szybka dla aparatu.
po drodze potargane pagórki
i kościowate kamienie
i kapliczki przydrożne
i grzebień kamiennej kury
i dolinki podkrakowskie
Aż wylądowaliśmy z powrotem na poziomie morza a wygłodniałe dzieci
pożarły co nieco, za co zapłaciliśmy też co nieco.
pożarły co nieco, za co zapłaciliśmy też co nieco.
A w tle niespodzianka, budzący duże zainteresowanie, drewniany żaglowiec
prosto z Gdańska, a przynajmniej wiele na to wskazywało,
mianowicie nazwa
oraz nazwa portu macierzystego,
poza tym żywego ducha, który by nam coś opowiedzieć....
Dzień następny to już proza, na obrazku odprawiam czary nad
kontenerem z gruzem, aby stał się pusty lub chociaż mniej zapełniony
po udanych czarach mogę iść do domu
a wieczorem nawet odstawić taniec zwycięstwa na plaży,
w tle Zosia z tatą w morzu
następnie trzeba się posilić i odpocząć
bo znowu czeka praca z zakresu budownictwa
wreszcie można pomyśleć o kolacji, na którą zjemy fideo (wymawiają to fideła),
czyli drobny makaron z owocami morza, który jest potrawą
charakterystyczną dla nadmorskiego regionu Walencji
czyli drobny makaron z owocami morza, który jest potrawą
charakterystyczną dla nadmorskiego regionu Walencji
mistrz fideo Claudio przygotował morskie stwory i trochę ogrodowych
czerwonymi krewetkami rzucił w patelnie
następnie wyjął, co czerwone, wrzucił blade sepie i kalmary, ciapnął dwa pomidorki
i pomieszał
ale za wolno mieszał, bo przybiegła jego żona i dopiero pomieszała
... aż znowu aparat nie zdążył
w między czasie jeszcze na patelnie wskoczyły małże i makaron
następnie wyjął, co czerwone, wrzucił blade sepie i kalmary, ciapnął dwa pomidorki
i pomieszał
ale za wolno mieszał, bo przybiegła jego żona i dopiero pomieszała
... aż znowu aparat nie zdążył
w między czasie jeszcze na patelnie wskoczyły małże i makaron
jeszcze tylko szafranu troszeczkę
i przez kilka minut fideo musi odparować i odpocząć
a oto efekt końcowy, który niebawem zniknie
i przez kilka minut fideo musi odparować i odpocząć
a oto efekt końcowy, który niebawem zniknie
O matko kochana! A ja uwielbiam owoce morza! i wyobrażam sobie ten zapach, to skwierczenie cudne, te czary kuchenne i ten smak...Ach, czemuz tu te wszystkie morskie przysmaki sa tak rzadkie a co ważniejsze- tak drogie? Tutaj nawet sledzia zielonego nie uświadczysz!
OdpowiedzUsuńPodobają mi sie te skały kościste i te widoczki nadmorskie! I w ogóle wszystko poza pełnym konterem na gruz!:-))
O, śledzia zielonego nie znam.
UsuńNo to wyjścia nie ma, musicie przyjechać z Cezarym i trochę morskich stworów połknąć. W Australii pewnie przywykliście do tego.
Przywieźliśmy sobie "kościste" kamienie do akwarium, rybki smyrgają przez otwory, aż syn przyjezdny w zdziwieniu spytał, czyje to kości? wyszukaliśmy je na wyrobisku kamiennym, było bardzo gorąco, i fruwały wokół czerwonoskrzydłe pasikoniki; sporo tego nagotowaliście, że ho! ho!; a u nas ciapie deszczem, spadają mokre liście, pachnie ziemią, nie to co u Was; kto to widział o tej porze w morzu kąpać się? serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńWidziałam u Ciebie te kamienie na zdjęciach, bardzo podobne. Sporo nagotowaliśmy bo nas niemało było do jedzenia. Wiem, że z kąpaniem to przesadzamy ale oprzeć się trudno : )
UsuńNa Twoim blogu piękna Polska jesienna się pokazuje często, aż trochę bym chciała tam... też...troszeczkę
Efekt końcowy malowniczy, ale w smaku niestety nie dla mnie, ja to prosta jestem :-)
OdpowiedzUsuńWidoki macie piękne, zwłaszcza te górskie, noi wąskie uliczki, które bardzo lubię :-)
wyobrażam sobie miłe ukłucie, kiedy zobaczyłaś żaglowiec. Było?
Fajnie, że pogoda i energia wam dopisuje ... i wina nie brak ;-)
Pozdrówka ciepłe!
Iwona, ależ to jest prosta potrawa, ludzie jedli to co dało im morze, tylko dosypywali trochę makaronu, a teraz zachwycają się tym turyści. Tak, słońce ładuje bateryjki : )
UsuńJak zobaczyłam kapliczkę, to przez moment pomyślałam, że jest tam jak u nas na Warmii, tylko roślinność inna ;-)
OdpowiedzUsuńCudne widoki i fantastyczne ciepełko! U nas dzisiaj ostry przymrozek.
Jak moja mama była dwa miesiące w stanach u swojej siostry i zostawała sama w domu, kiedy ciocia chodziła do pracy to z nudów przeczytała wszystkie polskie książki z siostrzanej biblioteki, w tym kilka razy "Pana Tadeusza". Chciała tam być i była zadowolona, ale ten polski akcent sprawiał jej przyjemność - tak mi się skojarzyła ta opowiastka z tym żaglowcem.
Jedzenie wygląda bosko!
Kurczę, Łucjo, Ty się w ogóle nie zmieniłaś z wyglądu!
UsuńNatalio, czasem tylko tęsknię za Polską, nie pozwalam sobie na nostalgię, zbyt dużo mam roboty, pozdrawiam Cię !
UsuńMagda, z daleka nie widać upływu czasu, który każdy dzień odfajkowuje na twarzy. Czasem patrzę na tą drugą w lustrze i nie wiem, kto to do cho;ery jest !
UsuńJaka apetyczna kolacja.
OdpowiedzUsuńPiękna kobieta z Ciebie. Tempus fugit, tego nie zmienimy, ale za to w jakich pięknych "okolicznościach przyrody". Pozdrawiam serdecznie
A ja widziałam Twój dom, na zdjęciach ze spotkania blogiń, jest bardzo przytulny i ładny. I okoliczności przyrody przyległe doń, też niczego sobie. Ale w identyfikacji autorek to się nie do końca połapałam, miałam mało czasu może na studiowanie tematu. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mnie jednak coś ciągnie do zmiany. Chciałabym mieszkać w innym miejscu, tam gdzie zawsze chciałam, ale nie wiem czy starczy mi determinacji, a mojemu M. miłości, cierpliwości i zrozumienia dla moich szaleństw.
OdpowiedzUsuńchciałabym się kiedyś dowiedzieć, gdzie zawsze chciałaś.... życzę by Tobie starczyło.. i jemu też.
OdpowiedzUsuńUsunęłam anonimowy komentarz, który mógł zdradzić dokładne miejsce mojego pobytu, czego sobie nie życzę. Musiał pochodzić od kogoś bliskiego.
OdpowiedzUsuńInaczej,ale ładnie. Stare mury i wąskie uliczki uwielbiamy, Góry i morze naraz - tego zazdrościmy. I ciepełka...
OdpowiedzUsuńAle Ania wyrosła!!!
Buziaki