poniedziałek, 16 grudnia 2013

Niedziela w gaju oliwnym

Na wstępie przyznać się muszę, że łasuchuję co nieco, a nawet straszliwie, by nie oprzeć czoła o stół i nie zasnąć po prostu zamiast do Was pisać. Ale mam taką straszną ochotę znów coś Wam opowiedzieć, zwłaszcza, że zaległości mi się piętrzą, bo nic nie napisałam o naszej wizycie w arcyciekawej architektonicznie i społecznie Walencji (nadrobię, obiecuję) a tu już nowe rosną, dosłownie i dojrzewają, również dosłownie, tematy.
Najważniejsze jest jednak, że zimny czas w słonecznej Hiszpanii minął jak na razie, teraz mamy coś w rodzaju polskiej, pięknej jesieni, gdzie złote liście kobiercem ścielą drogę a niebo pięknym tłem błękitnym staje się dla ich żółtego, migocącego opadania.
Nie siedzę już w zimnym wynajętym domu z paluszkami przyspawanymi lodem do klawiatury. Nie jestem też w remontowanym domu, siedzę w salonie typowego, hiszpańskiego mieszkania, trochę z Almodovara, a to co widzę przez szyby drewnianych drzwi balkonowych to już jest z jego filmów. Mieszkanie jest narożne, salon z balkonem ma widok rozległy na ulicę i górę w tle. Wbrew tutejszym zwyczajom nie opuszczam wszystkich żaluzji, podglądam dyskretnie życie innych.
Okno pokoju Ani jest powyżej okna kogoś, kto też nie opuszcza całkiem żaluzji, kto ma pedantyczny porządek na biurku, na którym stoją pojemniczki na przyrządy kreślarskie, do rysowania i do pisania, na ścianie w tle wiszą nowoczesne obrazy olejne. Kim jest? Architektem, inżynierem, artystą, czy może księgowym, który lubi geometrie i malarstwo. To początek filmu, co będzie dalej, nie wiadomo, ktoś nad nami też może nie domyka żaluzji.... Przez okno salonu widziałam jak ktoś dzisiaj około 19 wieczorem w kapciach i szlafroku skoczył po ryby na kolację, poważny, starszy pan z wąsami, dokonał zakupu i zniknął w bramie domu naprzeciwko. Sklep rybny otwierają około 8 i widzę przez szeroko otwarte drzwi, leżące blisko siebie, w idealnej zgodzie, kalmary i ośmiornice, tuńczyki i krewetki, tylko cen nie mogę dojrzeć, jak przywiozę sobie lornetkę to będę mogła zbiegać jak obniżą cenę wieczorem, bo cyferek nie widzę nawet z balkonu. Rano świecą się światła piekarni i kuszą wspomnieniem chrupiącej skórki świeżych bagietek.
No tak tyle napisałam, tylko, że nie na temat zupełnie. Już miesiąc temu zaczął się sezon zbiorów mandarynek, pomarańczy i oliwek, w którąkolwiek nie ruszy się stronę, mija się setki drzewek przystrojonych w pomarańczowe kulki. 

 Tak jak w Krakowie i tutaj zdarza się w mieście urodzaj

W niedzielę i my ruszyliśmy między szpalery cytrusów, jednak kończyły się one powoli w miarę zbliżania się do gór, których postrzępiony majestat prężył się do zdjęć, których brak, bo aparat przezornie zatrzasnęłam w bagażniku.
Podziwiając widoki dojechaliśmy do gajów oliwnych znajomego, mieliśmy je rozpoznać po samochodzie, który według mnie miał być bordowy a okazał się zielony jak niedojrzały komunista. Podobno kobiety zapamiętują kolory, więc czegoś mi jednak brak, na szczęście mój K okazał się rasowym chłopem i rozpoznał motor znajomego z odległości połowy kilometra.

 oprócz samochodu i motoru zaparkowały tez skrzynki w oczekiwaniu zbiorów

zostaliśmy zaproszeni do rozkładania siatek

tu trzeba by c dokładnym, by strząsane owoce zostały schwytane bez strat
 
 bardzo szybko nastał czas posiłku
 
różnych rodzajów mięsko, z wprawa i ochotą przyrządzone na prawdziwym 
węglu drzewnym przez właściciela oliwek, smakowało wybornie i zniknęło szybko

Zosia pomagała ofiarnie, siedząc na czubkach drzew i wcale nie miała
 ochoty wracać do domu





9 komentarzy:

  1. Cóż za piekny opis Łusiu, w którym podarowałaś nam kawałek nastroju i kolorytu żywej, codziennej Hiszpanii! - Te scenki rodzajowe jak fotografie - obserwowany, tajemniczy pan w otoczeniu swych precjozów, Zosia wygladająca spomiędzy liści w gaju oliwnym, głębokie smaki owoców morza i soczystych mandarynek, dym z ogniska...Aż ciepło bije z tego wszystkiego a kubki smakowe szaleją...Cudnie i tyle!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kubki to poszalały przy czytaniu o Twoich imieninach : ) Olgo kochana, nie nazywaj mnie Łusią, mam uraz z dzieciństwa, wiem trudno o zdrobnienie, mama nazywała mnie Łucyjką, co mozna zaakceptować, pozdrawiam Was bardzo

      Usuń
  2. Ja tam podejrzewam, że to są jakieś zdjęcia archiwalne, kto to widział? krótki rękawek w grudniu, i zielone liście, i pomarańczki ...
    myślisz, że Ciebie też ktoś cichcem obserwuje? bo ja to się tak czasami zastanawiam, bo często patrzę przez lornetkę, widzę wędrujących czy pracująch ludzi, czy może ktoś też patrzy do nas? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. zdjęcia z 15 grudnia, świeża dostawa! Dowiedziałam sie, że drzewa oliwne gubią liście tylko jak są chore.
    Tak, wiem nawet, ludzie bardzo lubią obserwować innych tylko nie lubią się do tego przyznawać. pisząc blogi pozwalamy się do pewnego stopnia podglądać. Pozdrawiam Cie słonecznie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomarańcze i oliwki nie dały rady Twojemu opisowi zaglądania w okna i przez okna! Niesamowity klimat wytworzyłaś.
    A jak pachną gaje oliwne? Bo ja znam tylko zapach oliwek ze słoików. A w przyszłym roku zobaczysz gaje kwitnące!
    Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gaje oliwne pachną ostrożnie, ledwo wyczuwalnie, wiedzą że przeżyją wszystkich, którzy w nich i dla nich pracują. Nie muszą się popisywać. Pachną ziemia i wiecznością. A oliwki to już inna sprawa, bardziej ludzka, zależy od zalewy. Jeszcze bardzo mało o tym wiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może i ja w przyszłym roku będę miała swoje miejsce w Hiszpanii.Oliwki,pomarańcze oraz ryby mogę jeść codziennie.Zyczę pogodnych świąt oraz aby wszystko co zaplanowane udało się. J.R

    OdpowiedzUsuń
  7. Rajko, bardzo jesteś tajemnicza, masz takiego samego psa jak ja. Napisz coś więcej, gdzie, Hiszpania jest duża, dlaczego może? Napisz maila jeśli chcesz, bo jestem bardzo ciekawa.
    Jem to wszystko codziennie, inaczej się nie da.
    Myślę, że się uda bo pomagam temu udawaniu się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gaje oliwne, to chyba moje najdroższe wspomnienie z Grecji... Takie wiekowe.

    Ale grudzień!

    Uściski

    OdpowiedzUsuń