środa, 29 stycznia 2014

Będąc mniej wybredną od Prousta, czyli w poszukiwaniu jakiegokolwiek czasu

Na naszej ulicy nie było miejsca, zatrzymałam samochód na pustawym, pobliskim parkingu, wyłączyłam silnik i usłyszałam muzykę. W samochodzie oddalonym ode mnie o około dwadzieścia metrów siedział jakiś pan i grał na ustniku od trąbki, otworzyłam okno i nie chcąc być zauważona siedziałam bez ruchu stając się jedynym odbiorcą tego niezwykłego koncertu. Za moment jednak wyrzuty sumienia kazały natychmiast wracać do domu, tyle jeszcze przecież było do zrobienia. Ostatnio to mój problem nr jeden, problem z czasem.
Wlazłam na FC a tam brat coś takiego wstawił:
 no cóż, ja tak jeszcze nie potrafię

Będąc w obcym kraju z dwójką dzieci, dojeżdżającym mężem, remontem domu, samochodem z problemami, wciąż biegam, wciąż myślę: jeszcze to, jeszcze tamto, ooo, znowu zapomniałam zadzwonić .....
Oto opis dnia, kiedy nic właściwie się nie dzieje:
Ubieram się rano, łapię jakoś dziwnie za nogawkę i na wysokości uda robię pokaźną dziurę. Na szczęście się nie rozłazi, właściwie tak jakby jej nie było, pocieszam się wiedząc, że te spodnie mają z 15 lat i na razie nie mam innych, które lubię. Pędzę z dziećmi do busa, Ania na rękach żeby było szybciej, uff zdążyłam, wracam i widzę, że nie dałam Ani plecaczka ze śniadaniem, będę musiała podrzucić w drodze na budowę, ogarniam kuchnię, nastawiam pranie, wyciągając wcześniej z pralki to co wczoraj wrzuciła do niej Ania, to znaczy, książkę do gramatyki hiszpańskiej (nie twoja, Gosiu), kilka gąbek i dwa pomidory, na szczęście przyuważyłam ją jak przysunęła wczoraj stołeczek i zafascynowana napełniała pralkę, myślę, czy zakupy teraz, czy z dziećmi, dzwoni G, główny majster, - będziesz zaraz, musisz zobaczyć co odkryliśmy w łazience. 

Pędzę na budowę, okazuje się, że z łazienki można ocalić jedną ścianę z płytkami, bo w innych są całkowicie zardzewiałe rury. Wpada elektryk, a ja mam tylko 5 minut do 12, zaraz muszę pędzić po dzieci. Z dziećmi na zakupy, na szczęście mam rosół gotowy od wczoraj. Jemy obiad, dzielę czas na sprawy domowe i dziecięce. Odprowadzam je na 15 do szkoły. Biegnę na budowę, majstry robią listę zakupów i jadę z jednym do składu budowlanego. Wysiadam blisko mieszkania, jeszcze do sklepu z płytkami, myślę nad kuchnią, bo w poniedziałek jedzie samochód do fabryki w Castellon i powinnam już zrobić zamówienie. Godz. 17, pędzę na rondo zaraz podjedzie autobus z dziećmi. W samochodzie mam już torbę na basen. Chodzą od niedawna, ale obie są zachwycone. Wracamy koło 19, ja mam już dość, ale droga do łóżka jeszcze daleka i wyboista, dosłownie, bo wchodząc do łazienki potykam się o pudło puzzli .Dzwoni M zaprzyjaźniony Słowak (ciekawostka, rozmawiamy po kastylijsku), - kiedy odbiorę materace i półki - ja mu na to, że muszę zadzwonić w sprawie wynajęcia garażu. W międzyczasie robię grzanki na kolację, kąpię i kładę Anię spać, czytam bajkę, potem angażuje mnie Zosia.
Jest 21, chyba już nic nie załatwię, próbuje się uczyć, koleżanka pożyczyła mi świetną, starą książkę do kastylijskiego, nic z tego, trochę przysypiam, nalewam sobie szklaneczkę lekkiego białego wina i zabieram się za blogowy tekst, oczywiście nim zacznę muszę odpisać na listy, spojrzeć co u znajomych na blogach, u Kozy robi mi się dziwnie błogo i wesoło, orientuje się że nie nalałam sobie czegoś prawie bez procentów, tylko ciężkiego, wspaniałego muscata z Xalo .... i tak się skończyło moje pisanie.
Ania już śpi, Zosia mam nadzieję, też, słyszę muzykę, otwieram balkon, gdzieś niedaleko bębny i trąbki dają nocny koncert. (znajomy powiedział, że to ćwiczenia przed Wielkanocą) Chciałabym pójść, poszukać ich, posłuchać, zapomnieć na chwilę o obowiązkach, które tysiącem szpileczek- spraw kłują mnie w głowę.
Nie wiem już o której walę się z książką do łóżka, przypominam sobie o spodniach, dla mnie to prawdziwa tragedia, kupno spodni wymaga chodzenia po sklepach, mierzenia, szukania, zajęcia te  nudne są i męczące. Łatwiej jest kupić dom niż spodnie, jeśli wejdę do sklepu i nie zobaczę czegoś, co mi odpowiada w ciągu kilku minut ( idealnie jest zmieścić się w tym czasie z kupnem), to muszę wyjść. Robi mi się słabo, zaczynam się pocić i czuję przymus natychmiastowej ucieczki. Na szczęście teraz już przenoszę się do książki. Gaśnie światło, nie, to opasłe tomisko wali mi się na głowę.

Teraz budzą się demony i szepczą nad moją głową:

Śpij sobie, śpij, niech Cię sen twardy zmoże,
dzisiaj było nieźle, jutro będzie gorzej.
nawet słońce gdzieś przepadnie, przyjdą ciemne chmury,
błękit nieba się zamieni w obraz szaro-bury.

Jednak jeden dobry duszek ma odwagę przeciw wstawić się chórowi demonów i mówi:

Chociaż w sprawie samochodu
ruszy coś do przodu.

Ale o tym może w następnym odcinku : )

13 komentarzy:

  1. Rzeczywiście! Zabiegana jesteś okropnie Łucjo, ale pod tym zabieganiem jest jakaś fajna energia, radosc i pewnośc, że robisz to, co miałaś robić. Jest trudno! Wiem! Ale dzieje się, czyli zycie toczy się pełną para! Inaczej niz w Polsce. Ale przecież nie gorzej. I Ty tyle siły w sobie masz, choćby Ci się wydawało, żeś padnięta i wyzuta z weny. Dzień wstaje kolejny. Szalony! I Ty pędzisz do tych wszystkich działań. Młoda, silna, zdeterminowana, wolna, bo samodecydująca o sobie, w odmienione zycie pędząca, z blaskiem i nadzieją w oczach, bez rutyny i nudy. To mnie zachwyca!
    Ściskam Cię serdecznie Łucjo i dobrego jutrzejszego dnia życzę!:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooooo, tego mi było trzeba : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba najwięcej czasu absorbuje Ci stan pogotowia, ta okołopołudniowa przerwa w szkole, kiedy musisz odebrać dziewczynki, a potem znowu przyprowadzić do autobusu; a z drugiej strony czas z dziećmi bezcenny, bo jak tak bez nich cały dzień; pociesz się, że remont nie będzie trwał wiecznie, a Ty nie będziesz w rozkroku między dwoma domami, bo wszystkiego trzeba dopilnować; człowiek posiada dużo siły, więcej, niż nam się wydaje; a z zakupami to mam tak samo, jak nie wpadanie mi coś od razu w oko, to potem przede mną koszmar łażenia i poszukiwań, na szczęście rzadko kupuję; dobrego, Łucjo, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Mario za dobre słowa. ja też rzadko kupuje, męczy mnie to okropnie, chyba, że chodzi o stare meble na targu albo książki, no tak uświadomiłam sobie, że w księgarni to z kolei mogę przepaść na długo : )

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślę, że Twoja szalona natura (tak Cię widzę, argumentów nie mam :)) nareszcie może rozwinąć skrzydła. Tak też pewnie było, przez jakiś czas, po zamieszkaniu za miastem i tworzeniu Stadniny pod skałką. O właśnie - tworzenie, to właściwe słowo. Później były całe lata trudu. ale takiego, który podtrzymywał, dbał, opiekował się, niczego nowego nie stwarzając.
    Teraz jest zupełnie inaczej i w zupełnie nowym środowisku. Pęd, wolność, kreacja!
    A technicznie, to myślę, ze bardzo Ci ulży, jak dziewczynki okrzepną na tyle, że nie będziesz musiała ich odbierać w połowie dnia.
    Piękna opowieść o koncercie na ustniku, taka bardzo dla mnie.
    Powodzenia i pomyślności!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w zanadrzu jeszcze kilka opowieści ...takich bardzo dla Ciebie : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak się wydaje, że tak cudownie i spokojnie jest w Hiszpanii, a tu dzień podobnie wygląda jak w Polsce. My codziennie od rana wracamy do domu koło 18.00 jemy obiad, spacery z psami i już właściwie chce się tylko spać.
    Do sklepów też nie znoszę wchodzić. Jeszcze dziesięć lat temu naprawdę lubiłam. Dzisiaj robi mi się niedobrze na samą myśl.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie, zupełnie co innego jak się ogląda zdjęcia a co innego jak się wpadnie w kieracik. Z zakupami podobnie - wydaje się, że wszystkie baby je uwielbiają : (

    OdpowiedzUsuń
  9. ogarniasz temat bez dwóch zdań bo przecież gdyś nie dawała rady to ten wpis by jednak nie powstał. Jesteś dzielną kobietą. Nie wierzysz? To weź i postaraj się przeczytać własny wpis z perspektywy osoby, która czyta o kimś obcym. Toż Ty po tej wyboistej drodze skaczesz jak Kozica. I jeszcze na koncerty parkingowe masz czas.... :-) SZAPOBA :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha z tym kolanem a raczej jego brakiem to kulawa kozica jestem, dzięki za wsparcie!

      Usuń
  10. Jesteś szalona przecież! To tylko teraz tak . Wszystko się poukłada, remont zakończy. I wtedy....nie wiem, czy nie będzie Ci żal tego szaleńczego tempa.
    A z zakupami mam tak samo. Ograniczam do minimum. Ciuchy kupuje na tzw. oko, nie lubię przymierzać.
    Ja robię, jak radzi Profesor Osiatyński. Głową muru i tak nie przebiję, choć czasem mam tak, jak Ty, jak się sprawy ponakładają. Pozdrawiam serdecznie

    P.S.
    Koncertu na trąbkę zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jestem szalona, spoko, jakieś usprawiedliwienie jest. Może jesteś bardziej poukładana. Kupiłam spodnie dzisiaj, jupiii

      Usuń
  11. Nie wyrabiasz z czasem, zorganizuj sobie nowe zajęcie! Ro śiwęta prawda, im więcej na głowie, tym się jest efektywniejszym... Jak wciągu dnia dużo czasu, to i nic się nie zrobi, bo to, co zaplanowane można zawsze o godzinkę odwlec... :D

    Dajesz radę :D
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń