Ja!* - krzyknęła
Mała widząc na zdjęciu w czyimś blogu nieskazitelne połacie
śniegu. - chciałabyś jeździć na sankach, co ? –
podpowiedziałam jej, czując równocześnie lekkie ukłucie w
sercu. - Taak – powiedziała, jak zwykle przeciągając i
wkładając sporo wysiłku w wypowiedzenie prostego słówka.
Leżałyśmy razem w łóżku. W sobotę rano, przyszła do
mnie, gdy wydawało mi się, że jeszcze mogę spokojnie sobie
poczytać. Łóżko znajdowało się niedaleko od morza, w
środku krainy zwanej Lewantem**.
Jeszcze niedawno
leżałam w zupełnie innym łóżku, oddalonym o 20 km. od
Krakowa, a baldachim budowany całą noc z płacht sennych marzeń,
kolorowych chusteczek przebłysków, szarych szmat niepokojów
i ciężaru pytań bez odpowiedzi, walił mi się o świcie na głowę.
Jedno było jasne w otaczającej ciemności, że nie nadajemy się do
wiejskiego życia, może ja bardziej, ale Wybraniec coraz mniej.
Powrót pod Wawel zbliżał się nieubłaganie, cieszyłam się,
ale wożąc z powrotem kruche biureczko, pamiątkowe cukiernice,
toaletkę prababci i siedząc potem wśród tego, w ciasnych
parkietowych przestrzeniach, znowu byłam pół wilkiem.
Obijającym się w nowej klatce.
Obudziłam swoje
Ja, wysłuchałam, strząsnęłam z ramion łapska strachu i rady
rozsądnych. Potem obudziliśmy dzieci i zamiast w przedszkolnej i
szkolnej ławce, znalazły się w samolocie, który unosił nas
spokojnie w kierunku hiszpańskich brzegów Morza
Śródziemnego.
Wybraniec musiał
wrócić do swojej pracy w Ojczyźnie, jednak korzystając z
wyśmiewanych przez niektórych, błogosławionych przez nas,
tanich linii lotniczych, powraca jak bumerang.
Żeby nie mieć
czasu i pieniędzy, kupiłam ruinę i zajęłam się remontem.
W ciepłych
czasach, w każdej wolej chwili zajmowałyśmy się morzem, a ono
nami z pełną oddania wzajemnością. Fale wypłukiwały
wątpliwości, piasek sypał się do oczu i tępił ostrość
widzenia a muszelki szumiały grubym głosem swoje piosenki. Moje
Ja było z siebie bardzo zadowolone, widząc jak Mała coraz pewniej
biega po piasku. Jej zachwiana równowaga dążyła do pionu
przodków. Ci, którzy dawno jej nie widzieli mówią,
że bardzo urosła. Niektórzy nic nie potrafią powiedzieć.
Ciągle nie składa zdań, ma problem z czasownikami. Mówi
czyjeś imię i coś pokazuje, a ja muszę zajrzeć w jej myśli i
dokończyć głośno. Jeśli moja odpowiedź jest zła, a zwłaszcza
jeśli po trzykroć jest zła, Mała bywa sfrustrowana moją
niedoskonałością. Bardzo dużo rozumie, ale bardzo mało potrafi
powiedzieć. W Polsce lekarze nic nie stwierdzili, ale chcieli męczyć
dalej, w Hiszpanii mówią, żeby dać jej czas. Ja nie wiem.
Moje Ja chwilami się lęka, czy nie za bardzo postawiło na swoim.
W zimnych czasach
zapomniałyśmy o morzu, gdy wspinamy się po schodach do szkoły
pojawia się nieoczekiwanie, najczęściej jako ramka naszego świata,
widzianego z góry.
Ja Starszej
wskoczyło między Nich i wydaje się szczęśliwe. Ja oczywiście
mam wątpliwości, czy nie pozbawiłam jej różnych rzeczy na
literę k, jak kontaktu, korzeni, krakowskich koleżanek. Dałam jej
w zamian kilka rzeczy na literę m, jak morze i nowe możliwości.
Marzenia musi kiedyś podarować sobie sama.
Robiłam porządki
w szafie, wyjęłam torbę z rzeczami na plażę. Podeszła Mała i
wyciągnęła rękawki do pływania. - Ja!- wykrzyknęła. - Tak to
twoje rękawki do pływania w morzu – powiedziałam do niej powoli
i wyraźnie jak zaleciła pani logopeda. - Moje, mooorze, ta-ak –
odpowiedziała z miną smakosza, który właśnie je coś, co
można wymówić jedynie po francusku.
Moje Ja
odetchnęło z ulgą.
*Ja – w języku
Małej, zwłaszcza z wykrzyknikiem, oznacza: chcę, podoba mi się,
moje, bardzo chcę to robić, chcę to mieć. Wybiera się
najbardziej pasujące do sytuacji.
** chodzi o
Lewant hiszpański.
Wzruszyłam się Łucjo Twoja opowieścią...I nie potrafię nic więcej napisac, poza tym, że tak mocno czuję to, o czym napisałaś!***
OdpowiedzUsuńDziękuję Olgo, to dla mnie ogromny komplement !
UsuńŁucjo w tym krótkim pięknym opowiadaniu zawarłaś wszystkie lęki i niepokoje o Małą. Znałam też kiedyś dziewczynkę, bardzo długo nie mówiła, nie składała zdań. Jej mama młoda kobieta wydeptywała ścieżki u różnych lekarzy specjalistów. Tamta Mała najczęściej mówiła "tak" i kiwała śliczną główką z czarnymi warkoczykami. Gdzieś chyba w pierwszej klasie nastąpił przełom, jedno słowo zaczęło być zastępowane dwoma lub trzema i to było już zdanie. Trwało jakiś czas, zdania zaczynały być coraz dłuższe i dłuższe. Teraz ta dziewczynka ma 13 lat i ktoś kto nie znał jej wcześniej nie przypuszcza nawet, że zaledwie kilka lat temu nauczyła się mówić.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dziewczyny i pozdrówcie ode mnie morze :)
Dziękuję za historię o dziewczynce z warkoczykami i słowem Tak. Pomaga. Morze zostanie pozdrowione przy najbliższej okazji, bo z daleka się nie liczy : )
UsuńPiękna, wzruszająca opowieść.
OdpowiedzUsuńMyślę, że taka właśnie niesamowita zmiana życia, może być przyczynkiem do przełomu. Historia opowiedziana przez Kozę!!
Może kiedyś, po wielu latach, dowiemy się co zrobiliśmy naszymi decyzjami, naszym dzieciom ...
Szczęścia!
Może się dowiemy, a może nie, zawsze będziemy zadawać pytania bez odpowiedzi. Zawsze będziemy mieć wątpliwości. W niby naszych decyzjach, najtrudniejsze jest podjęcie ich za tych, których nie pytamy : )
OdpowiedzUsuńNa całym świecie małe dzieci podążają za rodzicami. Bez pytań. Rodzice wybierają kierunek i to oni niosą ciężar odpowiedzialności.
UsuńWiem, że wiesz o czym piszesz, ten ciężar się niesie i odczuwa długo, ale to nie powód, żeby nie zrobić nic : )
Usuńto "Ja!" Twojej Małej najbardziej kojarzy mi się z niemieckim "ja" czyli "tak" :-) mój poziom niemieckiego też pozwala mi czasem na tego typu spontaniczne okazywanie radości, chęci, zgody na..
OdpowiedzUsuńCudna opowieść z piękną głębią, tolerancją, odwagą... boskie ;_)
Bardzo dziękuję za zrozumienie i tak miłe słowa : )
UsuńWiesz, Łucjo, moja bratanica urodziła w warszawskim pośpiechu i pędzie chłopczyka, który w tej chwili ma prawie 4 latka, do tej pory nie mówił. Co ta dziewczyna przeszła, nieskończone wizyty u różnych specjalistów, logopedów, psychologów, bardzo drążące kieszeń młodego małżeństwa, nawet autyzm ktoś tam zdiagnozował; ona nikła w oczach, on wspierał, a najgorsza była okrutna presja otoczenia; a moje już mówi to, a robi to, a powinniście wcześniej zareagować, takie wpędzanie w poczucie winy; mądrzy dziadkowie mówili, dajcie mu czas, nie naciskajcie tak, i chłopczyk zaczął mówić teraz pojedyncze słowa, jest mniej znerwicowany, wiele zyskali spokojem; córeczka, otoczona Waszą miłością i spokojem, da sobie radę ze wszystkim, może wolniej niż inne dzieci, dajcie sobie trochę czasu; teraz coraz bardziej rozumiem Twoje decyzje życiowe, a widzę, że "stare" jeszcze usiłuje kusić i mamić; pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńZnam tą presję! W świecie od linijki, każde odchylenie od normy jest zauważone i piętnowane. Dzięki za historię.
UsuńŁucjo, przepiękna, niezwykle wzruszająca opowieść. Bedąc dzieckiem znałam pewna Panią, mamę dalszego kolegi. Pani nie mówiła. Można się z nią było jednak łatwo porozumieć. Była taka sympatyczna. Jeszcze, gdy tam mieszkałam ( a wyjechałam w wieku lat 15.), Pani przemówiła. Miała piękny głos, głośno się śmiała. Przed wyjazdem poszłam się z Nią pożegnać, pytałam Ją, dlaczego przez tyle lat nic nie mówiła. Odpowiedziała, że nie wie dlaczego, ale nie mogła wydać z siebie głosu, choć w wyobraźni toczyła długie rozmowy z dziećmi, sąsiadami, gośćmi. Aż pewnego dnia usłyszała siebie mówiącą. Mówiła, że nigdy nie przestała wierzyć, że będzie mówić. Nie pamiętam już imion rodziców kolegów, twarzy sąsiadów, a Panią Marię będę pamiętać zawsze.
OdpowiedzUsuńSerdeczne uściski
Historia jak z bajki! Uśmiecham się! Dziękuję!
UsuńŁatwo w chwilach pewnej chandry myśleć o dzieciach. To normalne, nie martw się gadanie przyjdzie z czasem !!! A co do reszty niczego jej nie odebrałaś stworzyłaś jedynie alternatywę do tego co pozna bo zapewne kiedyś do ojczyzny z chęcią będzie zaglądać. Wówczas tak jak sama napisałaś marzenia sama odnajdzie i podąży w ich kierunku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Izo za komentarz, skleiłaś dwie w jedną, ale nie szkodzi : ) Pozdrawiam
UsuńNapisałam coś bardzo długiego, ale skasowałam, bo to chyba bez sensu było. Bardzo pięknie to napisałaś, a ja chyba nie mam nic do dodania, może tylko tyle, że bardzo wierzę w słuszność Twojej decyzji i zazdroszczę trochę odwagi.
OdpowiedzUsuńŻal mi tego długiego, ale to krótkie jest bardzo miłe!
OdpowiedzUsuńI don’t know how should I give you thanks! I am totally stunned by your article. You saved my time. Thanks a million for sharing this article.
OdpowiedzUsuńUdało się wygrać konkurs? :)
OdpowiedzUsuńPanele podłogowe