poniedziałek, 22 stycznia 2018

Życie jest piękne !

Ania i jej straszliwy katar zostali ze mną na gospodarstwie. Zosia z K pojechali do Krakowa a  E wyjechała na kilka dni. Zostałyśmy same.
Rano jak zwykle rozruch piecucha, za małego, obklejonego smołą, trzymającego się jeszcze tzw. kupy, dzięki nitowanej koszulce. Nie wiem co pod nią i do końca zimy nie chcę wiedzieć. Nowy, stary piec na razie czeka. Udany start to nie wszystko, potem trzeba często zbiegać do piwnicy, zapychać mały ale nienażarty żołądek ciepłodawcy.
 Jeśli chce się mieć luksusy, czyli ciepłą wodę, rozpalić trzeba w drugim piecu, w kuchni. To lubię, zwłaszcza jak mam chwilę, żeby w tej kuchni w ciągu dnia posiedzieć i ugotować coś na płycie.

Po policzeniu, nakarmieniu, przeglądnięciu zwierzyńca, nastąpiło obowiązkowe przegnanie dziecka z katarem po lesie w celu uskutecznienia terapii jodowej. Podobno powietrze w tutejszych lasach śmiało może konkurować z tym z nad Bałtyku pod względem zawartości jodu.







Po powrocie udało mi się zmusić Anię do lekcji.
Miało to też skutek terapeutyczny. Poprosiłam by przeczytała dwa zdania z książki. Coś tam pomruczała, potem oświadczyła : - no nie da się, nie da się, koniec i kropka! I buchnęła w ryk, w ślad za rykiem buchnął z niej odpowiednia rozmoczony katar. Ja oświadczam z dumą, że nie buchnęłam, przeczekałam.
Potem zrobiłyśmy mus czekoladowy, ortodoksyjny, francuski, politycznie niepoprawny, z surowych jajek. Ale dały je kury szczęśliwe, co same potwierdziły odpowiednim opieczętowaniem.

Wreszcie był rosół, z niedzieli, i moje dziecko zjadłszy ponad połowę popatrzyło na mnie zza tych swoich denek od butelki i rzekło: - mamo, to jest najszczęśliwszy dzień mojego życia.  Zatkało mnie.
Wzruszyłam się, zapytałam dlaczego, choć czułam, że wszystko razem, spacer w słońcu, dobry rosół, zwierzaki, deser w perspektywie.... Zawsze uważałam, że najprostsze rzeczy dają prawdziwą radość a dowód na to twierdzenie siedział przede mną.
Płynąc na fali sukcesu na kolację odgrzałam makaron w sosie pomidorowym i tchnęłam nowe życie w ziemniaki, zamieniając je w kluski z cynamonem. Ania dzielnie mi pomagała.

Resztki z rosołu podzieliłam między Bezę, koty i kury, koniom dałam jednak owies. Beza zjadła kurom jarzynki. W odwecie kokoszki wdarły się do kociej stajenki i wydziobały im z misek kocie, suche żarcie. A potem pobiły się o mysz którą wyrzuciłam na kompost (wyrzuciłam tak żeby Łatek nie widział, bo dostałam ją od niego rano w prezencie).
W ramach relaksu pozwoziłam trochę drewna do piwnicy i wreszcie zasiadłam zadowolona z herbatką przed komputerem i .... usłyszałam coś w  radiu. Piosenkę Agnieszki Osieckiej, a w niej słowa : chleby upieką się w piecach nam .... Oczywiście, że się upieką ale najpierw trzeba je tam włożyć a jeszcze wcześniej zrobić, o czym rano zupełnie zapomniałam.
Narysowałam Wam poniżej jak wygląda moje każde wyjście z domu, koni nie ma na obrazku, bo są ogrodzone. Teraz zauważyłam, że nie narysowałam sobie czapki, mam nadzieję, że się nie przeziębię.

I tak minął, wiejski, słoneczny spokojny dzień. Teraz nastała prawie noc, siedzę w kuchni, ogień trzaska w piecu a ja piszę ten list do przyjaciół, o niczym właściwie, ale mam nadzieję, że Was ucieszy.

17 komentarzy:

  1. Pewnie że ucieszy. Toż to cała ferajna na obrazku, a jaka wesoła. Z rozmachem muszą być te wyjścia bo aż szalik fruwa. Wielu takich szczęśliwych dni

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwykle pędzę, żeby ze wszystkim zdążyć. W sumie tak sobie myślę, że mielibyśmy więcej szczęśliwych dni, gdybyśmy potrafili je dostrzec. Taka auto uwaga : ). Pozdrawiam Cię Bezko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Proste, dobre, zwyczajne rzeczy - bezcenne! I pięknie opisane! Ja myślę, że to sama na sam z córeczką i cała Twoja uwaga dla niej były njwazniejsze. A do tego te wszystkei smakołyki, od opisu których zaśliniłam sie i zapragnęłam przynajmniej tego kremu francuskiego, bo mi sie słodkiego bardzo chce!
    My też do dwóch pieców latamy i każdej zimy modlimy sie by owe piece wytrzymały i dały nam z siebie całą moc. Ciepełko w domu najważniejsze!
    O! i jaki ładny rysuneczek!Dostrzegam w nim sporo talentu i humoru autorki! Brawo Ty, Łucjo kochana!:-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Olu. Na miłe słowa od Ciebie zawsze można liczyć : ). Krem zrobię Ci chętnie.... przy najbliższym spotkaniu, niestety za mało trwały na wysyłkę. Masz rację, to uwaga mamy jest najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  5. no mamo tak często opuszczałaś lekcje polskiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem, anonimowa, tchórzliwa osobo. Tchórzliwa, ponieważ boisz się podpisać. Jeśli znalazłaś/eś jakiś błąd to mi o tym powiedz, poprawię. Nie próbuj wtykać mi enigmatycznych szpilek, bo nie wygrasz. Jeśli czepiasz się mojego słowotwórstwa, to jesteś w błędzie, wolno mi.
      A teraz o tobie (z małej litery, specjalnie), widzę, że nic nie wiesz o dużych literach i interpunkcji.

      Usuń
  6. Jak miło się pogrzać przy Twoim ogniu Łucjo i pospacerować po polskim lesie, strasznie tęsknię za takimi ścieżkami. Rysunek bardzo, bardzo udany i zabawny. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten miły komentarz. Te ścieżki zaczynają się tuż obok mnie i ciągną ... ile starczy sił. Trochę Ci zazdroszczę tych obcych ścieżek i widoków. Tak pozytywnie zazdroszczę : ). Będę więc na razie podróżować z Tobą na Twoim blogu. Również pozdrawiam bardzo serdecznie i cieszę się z nowej znajomości.

      Usuń
  7. Jestem Ci wdzięczna za te słowa, bo będę miała motywację, żeby opisywac dalej co oczy widziały. Zakładałam, że robię to dla siebie, ale dla siebie to bym po prostu ogladała zdjęcia i wspominała. Chcę się tym podzielić w taki sposób, żeby można było mieć wrażenie, że się wszędzie było. To trudne, zaczynam dopiero i jestem bardzo krytyczna.Zawsze się tęskni za tym, czego nie ma, prawie płakałam jak po 4 latach zobaczyłam kwitnące kasztany i bzy. Mam zaległości w czytaniu, ale nadrobię. Serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To umowa stoi. Nie bądź dla siebie krytyczna, bardzo dobrze Ci idzie. Jesteś wrażliwa, widzisz więcej i potrafisz o tym pisać.
      Wiem co nieco o tęsknocie.
      To do dzieła : ).

      Usuń
    2. Miód na moje serce lejesz, czasami to jest bardzo potrzebne. Walczyłam z szablonami, chyba dam obecnemu szanse:)

      Usuń
  8. Och, ten kolor nieba na zdjęciach!:)))
    Kocham Cię za takie wpisy, niby zwykły dzień, a ile dobra się tu dzieje:)
    Węcej takich listów do przyjaciół poproszę. I twoich rysunków też więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, postaram się. Bardzo mi miło Cię poznać.

      Usuń
  9. Oj... jak dobrze zostać w domu z mamą :)))
    Postarajcie się dziewczyny aby przy następnym spacerze ten straszny katar zostawić w lesie pod krzakiem ;) i przyciśnijcie mocno kamieniem by już nie wylazł!
    Uściśnij Anię ode mnie i życz jej zdrowia... i powiedz jej by uścisnęła ode mnie mamę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katar nie chce zostać w lesie. Przykleił się.
      Uścisnęłyśmy się wzajemnie, bardzo dziękujemy i ściskamy Was!

      Usuń
  10. A gdzie śnieg?
    Właśnie te katary jakieś teraz długotrzymające, nasz Jasiek tydzień w przedszkolu, dwa w domu; nie wolno wyrzucać resztek ziemniaków z obiadu, z nich powstają najlepsze potrawy, ja wykorzystuję je najczęściej do langoszy:-) mus czekoladowy ach! pycha:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania ma tendencje do kataru o tej porze roku. Ziemniaków nigdy nie wyrzucamy, z bólem oddaję trochę kurom. Hm langosze, ostatnio jadłam na Węgrzech, hm, jeszcze nie robiłam. Jeśli masz sprawdzony przepis, nie owiany tajemnicą, to poproszę : ).

      Usuń