Maria napisała do mnie: ,, Jakoś
wciąż nie wierzę, że Ty już nie przy koniach ... to tak na
zawsze?,, . Postanowiłam odpowiedzieć jej i innym, którzy w
duchu zapytali podobnie. Odpowiem też na kilka pytań, które
padną wcześniej, czy później.
Widziałam wystarczająco dużo, żeby
być ostrożną. Nie używać wielkich słów jak: na zawsze,
nigdy, nawet zwykłe na pewno wcale nie brzmi wiarygodnie.
To już nie te czasy, kiedy ludzie
sprzedawali wszystko i uciekali za żelazną kurtynę, a co czuli,
myśląc, że już nigdy nie zobaczą ,nie tylko miejsc, ale i
znajomych, rodziny, dzisiaj dla nas trudne do wyobrażenia.
Nie dość, że w każdej chwili z dnia
na dzień mogę wrócić do domu, to są olbrzymie możliwości,
jeśli chodzi o komunikowanie się.
Mario, znasz mnie tylko od końskiej
strony. Ale jest kilka innych.
Konie to jest pasja, przekleństwo,
miłość, wyrok, pułapka, wolność, to jest bicie serca, lekkie
ściśnięcie żołądka, gdy widzisz przed sobą ścianę
przeszkody, ale dajesz sygnał do odbicia i to niesamowite uczucie
gdy musisz stopić się w jedno z tym silnym, ciężkim zwierzęciem
które masz pod sobą, by zachować równowagę, nie
skrócić skoku, nie zniszczyć zaufania. Konie to lśniąca
sierść, elegancja, to wstawanie o świcie, ubieranie gumiaków
i wdychanie oparów gnoju przy jego wyrzucaniu, to pot
spływający po karku, kiedy ćwiczysz elementy ujeżdżenia, to
lekkość galopu leśna ścieżką, czekanie na weterynarza, lęk,
pewność siebie i wielka niepewność, to zwykły ból, gdy
spadniesz, lekkie oszołomienie na które nie możesz sobie
pozwolić, zwłaszcza jeśli zdarzy się spaść z niedawno
ujeżdżonego konia, bo musisz wsiąść z powrotem. To uczenie się
zachowań, innego myślenia, wielka szkoła cierpliwości. Mocne pęta, nie do zerwania.
Z wielką chęcią i tu będę jeździć,
np. dzięki Jackowi. Ale konie to nie wszystko.
Na jak długo wyjechałam, nie wiem,
myślę, że na rok, ale jeśli dzieci będą chciały to na dłużej.
Dlaczego wyjechałam, nasze wiejskie
życie dobiegało końca, obydwoje z mężem okazaliśmy się
mieszczuchami, którzy cenią sobie to, że ze swojego, choć nie
dużego, mieszkania w Krakowie mogą dojść piechotą na Rynek, na
Kazimierz, spotkać się ze znajomymi, pójść do kina. Nasza
siedmioletnia Zosia nie miała w okolicy koleżanek, wszędzie
musiałam ją wozić. Nie nauczyła się jeździć na rowerze, bo
żeby znaleźć w miarę spokojną asfaltową nawierzchnię trzeba
było przejść drogą na której młodzi kierowcy rozpędzali
się za przeproszeniem, ile fabryka dała. To oraz świadomość,
ilu mieszkańców naszej wsi jeździło w stanie kompletnego
upojenia alkoholowego (zdarzyło się jednemu, po otwarciu drzwi od
samochodu, wypaść i znieruchomieć na dłuższy czas) wystarczyło
do ograniczenia do minimum pokonywania tej drogi, gdy musiałam iść
z dwójka małych dzieci. Tylko, że innej nie było! Dzięki
protestom życzliwego sąsiada gmina nie zrobiła nam drogi z
odpływami i dosłownie utopiłam samochód , wracając do domu
z dziećmi. Drugi sąsiad rozpoczął budowę domu zupełnie nie
zgodnie z planem zagospodarowania, a zaczął od wysypania ton ziemi,
a że jest powyżej....
Mąż wracał późno, stałam
się niewolnikiem domu, a ja zbyt wiele widziałam, żeby być dobrym
niewolnikiem (cytat z Atlasu Chmur : ) ).
Zdecydowaliśmy się przenieść z
powrotem do Krakowa, co wiązałoby się z przeniesieniem Zosi do
krakowskiej szkoły, Ani do bardzo drogiego przedszkola.
Ja w międzyczasie kupiłam dom,
dlaczego w Hiszpanii, bo jest tu najlepszy klimat w Europie (według
mnie) i nieruchomości tańsze niż w Polsce.
Chcąc go remontować, musiałabym
latać i zostawiać dzieci, pomyślałam: jak nie teraz to nigdy.
Przeczytałam w internecie, jakie
papiery mam zabrać, spakowaliśmy się do czterech podręcznych
walizeczek i pofrunęliśmy na Majorkę, bo tak akurat było
najtaniej w tym terminie. Objechaliśmy wyspę, nawet tam, gdzie
przyjeżdża cały świat, ceny są przyzwoite, następnego dnia
wsiedliśmy w samolot do Walencji, co kosztowało ok. 90 zł. od
osoby, piszę o tym, bo sama się dziwię. Nie staliśmy w kolejce,
nie mieliśmy siły z dziećmi, kto lata liniami Ryanair, wie o co
chodzi, wsiedliśmy ostatni ...i przywitała nas polska stewardessa,
będąca szefową pokładu. Posadziła w klasie biznesowej i życzyła
miłej podróży, wyszło na to, że nawet na najbardziej
hiszpańskiej trasie polak załatwi....
Widok z tarasu wynajętego domu
Domu, który wynajęłam na czas
remontu, nie oglądałam, zdałam się na pośrednika i nie żałuję.
Jest duży, wygodny i bardzo blisko szkoły. Chociaż pierwszego dnia
spaliśmy na ręcznikach plażowych i nie mieliśmy talerzy, rano nie
było jak zaparzyć, ani z czego wypić kawy, dobry humor nas nie
opuszczał.
Co z dziećmi, ze szkołą ?
Formalności w miejscowym departamencie edukacji trwały pół
godziny i potrzebne były paszporty oraz adres kupionego domu. Tu
pomógł jeden z pośredników, żeby Pani nie musiała
czekać, aż znajdę wszystko w słowniku. Przedszkole jest
obowiązkowe od trzech lat i jest za darmo. Znajduje się w skrzydle
szkoły. W sumie musiałam zapłacić tylko za książki starszej
Zosi i za materiały plastyczne dla Ani.
Czy ktoś mi pomógł? W te
tereny trafiłam, dzięki jednemu Panu, który pisał o
nieruchomościach w internecie, na miejscu w podstawowych sprawach
pomogli pośrednicy, przez których kupiłam domek.
Czy znałam hiszpański? Nie, kupiłam
w czerwcu słownik i słuchałam płyt. Dzięki temu, że znam kilka
innych języków, po pierwszym tygodniu, rozumiałam większość
tego, co do mnie mówią, po dwóch potrafiłam już
pogadać z panią dyrektor i z nauczycielami w szkole, umówić
się z mechanikiem samochodowym, zrobić rozeznanie w składzie
budowlanym, umówić się w wodociągach na otwarcie wody,
wszystko ze słownikiem w ręku, uśmiechem i ogromem życzliwości
ze strony tubylców. Ale zapomniałabym, uczymy się z dziećmi
dwóch języków, bo po pierwsze króluje tu
valenciono, a potem oficjalny castellano (który my nazywamy
hiszpańskim). Są podobne.
Czy przed czymś uciekłam ? Tak, przed
ciągłymi próbami szufladkowania mnie przez innych, zimnem, rutyną i nadopiekuńczą naturą mojej mamy.
Z czego będę tu żyła ? - z
przyzwyczajenia !!! : ) Naprawdę, to jest tu taniej niż w Polsce,
nigdy nie wydawałam dużo, chyba, że na kupno koni (nałóg)
i podróże (też nałóg), samochodem, który tu
kupiłam, każdy z moich byłych, wiejskich sąsiadów
wstydziłby się pod sklep podjechać. Nie, nie jest tragiczny, tylko
ma lakier na masce zeżarty przez sól morską, jest stary, ale
silnik ma bardzo dobry. W remoncie domu pomoże mi znajomy z Polski,
który sam to zaproponował na świetnych dla mnie warunkach.
Niedługo przyjedzie, mam nadzieje tylko, że nie ucieknie jak dom
zobaczy, hi, hi.
Nie powiedziałam o wyjeździe sporej
grupie znajomych, czują się teraz pewnie dotknięci, ale miałam
dosyć pytań, jak sobie to wyobrażam, a co z tym, co z tamtym, a co
będzie.....dosyć wałkowania, mówienia tylko o tym,
zmuszania do tłumaczenia.
Ten tekst jest bardzo prywatny ale
czuję, że sporo osób, ważnych dla mnie czekało na coś
takiego.
Obiecuję pisać już lekkostrawne, przyjemne, zabawne historyjki.
Nie potrafię ustawić dobrej godziny w blogerze, a wy ?
I Ty nazwałaś to w poprzednich komentarzach "łatwiejszym scenariuszem "? :) Podziwiam za odwagę , jesteś niesamowita ! Trzymam kciuki za powodzenie tego trochę wariackiego przedsięwzięcia . A mama... pewnie chciała dobrze, a wyszło, jak zwykle... Trudno wyważyć właściwe proporcje pomiędzy "nie interesuje się mną" a "do wszystkiego się wtrąca".
OdpowiedzUsuńI wcale nie musisz pisać tylko lekkostrawnych i zabawnych historyjek :)
Miłego dnia.
Nie czuje, żeby to było coś niezwykłego, niesamowite jest to, co Ty i Gosia wyczyniacie na drutach : )
UsuńBrawo!!! Brawo!!! Brawo!!!
OdpowiedzUsuńA miłość do koni... faktycznie jest niesamowita. Skąd ma ją mój synek, który doczekawszy się swoich 9 lat w końcu mógł zapisać się do szkółki i jest tak szczęśliwy, że nawet trzy godziny nauki i targanie wiader nie jest mu straszne:) A my przecież mieszczuchy bez końskich tradycji. Skąd mu się to wzięło-zadziwiające?
U mnie też nikt nie zdiagnozował przyczyny powstania tego dziwnego pociągu do wsiadania na stwory czworonożne i czerpania z tego sporej dawki przyjemności. Ale to bardzo fajna sprawa dla młodego człowieka, ogólnie rozwijająca.
UsuńNigdy nie próbowałem ustawiać godziny w Bloggerze. Bo i po co?
OdpowiedzUsuńale mnie to denerwuje : )
OdpowiedzUsuńSzacunek za szczerość.
OdpowiedzUsuńCzytam już trzeci raz i podziwiam
Słusznie, bo szczerość nie popłaca, już raz zostałam w życiu ukarana, bo ośmieliłam się przeciwstawić jednemu hodowcy (przez maleńkie h) hucułów. Facet urządził na mnie nagonkę, bo jak się okazało miał na sumieniu o wiele więcej niż się wydawało a kreował się na wspaniałego człowieka.
UsuńWidocznie niczego się nie nauczyłam : )
Wracam tu, i wracam ... to podziw, że potrafiłaś spakować swoje życie i przenieść je gdzie indziej, jakiekolwiek byłyby powody takiej decyzji; dla mnie to wielka odwaga ... miałaś chwile zwątpienia? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że miałam : )
UsuńJesteś niesamowitą osobą i nie zaprzeczaj. Masz tyle charyzmy że Twoja mama powinna się wstydzić pytając Ciebie czy dzieci jadły śniadanie.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się że miałaś dość. Ja też poniekąd uciekłam tylko nie do Hiszpanii. No i Łucjo jesteś odważna jak mało kto, ja co najmniej trzy razy miałam zamiar wyjechać z naszego kraju. Raz miałam nawet kupione bilety, widocznie nie dane mi było.
A konie ... i tak do nich wrócisz czy tutaj w Hiszpanii, czy gdzie indziej w świecie.
Bardzo jestem ciekawa Waszego nowego domu. Mam nadzieję że wkrótce uchylisz rąbka tajemnicy :)
Dziękuję za te słowa, niedługo będzie o domu. Niedługo się zacznie : )
UsuńTeż nie umiem ustawić zegara. Mam dziwną godzinę już od lat ;)
OdpowiedzUsuńA ja umiem, syn mnie nauczył.
OdpowiedzUsuńTrzeba wejść w Ustawienia, wybrać: Język i formatowanie, potem wejść w Strefa czasowa i wybierasz sobie, co Cię interesuje; nie wiem, jaki czas jest w Hiszpanii ... pozdrawiam.
Dziękuję, w Hiszpanii czas jest polski : )
UsuńAleż jestem z Ciebie dumna niezwykła Kobieto! Tak się cieszę, jakbym to ja się tam przeniosła. Wiesz, że czasem mam ochotę na coś podobnego, ale moja druga połowa nie. Serdeczności ślę
OdpowiedzUsuńA nasze mamy mogłyby być siostrami...
UsuńNie jestem niezwykła. Moja druga połowa przylatuje tu czasem.
UsuńMoja mama będzie tu w tą sobotę, jestem trochę przerażona. Dzieci za nią tęsknią.
Właśnie przeczytałam to co powyżej. Totalny szacun i czapki z głów. Nie wiem jak to się stało, że tak późno na Ciebie natrafiłam ale obiecuję bywać tu regularnie. SZOK! Jesteś MEGA!!! Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńAle ja jestem tą Łucją ze Stadniny Pod Skałką. Bardzo dziękuję, właśnie dzisiaj wyjątkowo mi potrzeba takich miłych słów : )
OdpowiedzUsuńGdybym była młodsza to pewnie zrobiłabym to samo - często mam ochotę uciec z tego coraz bardziej dziwacznego kraju...
OdpowiedzUsuńAle teraz już za późno - bo dom prawie gotowy, bo kozy maja fajne łąki i pewnie trzeba byłoby je ciągnąć ze sobą gdzieś tam daleko...o ile w ogóle byłoby to możliwe...
Za dużo tych"bo".
Cieszę się, że trafiłam na Twój świetnie i z polotem pisany blog.
Powodzenia !
Ja nie jestem taka młoda, mam tylko małe dzieci. Jestem o wiele starsza niż się wszystkim wydaje.
UsuńNasz kraj jest dziwaczny, ale wierz mi, że tęskni się do niego potwornie.
Tu nie ma fajnych łąk, są dopiero w Andaluzji.
Wkrótce coś napiszę znowu na blogu.
Pozdrawiam serdecznie.